~Rey~
Może zwariowałam. Ale zdawało
mi się, że dokładnie wiem, w którym miejscu jest Aayla. To jakby Moc prowadziła
mnie wprost do celu.
– Dokąd właściwie lecimy? –
spytał Leo.
– Układ Colonis. – Nastawiłam
kurs. – Po prostu to czuję.
Mój brat zakrył twarz dłońmi,
pokazując swoje rozczarowanie. On zawsze taki był. Straszny realista.
– Skąd możesz wiedzieć, że nie
wpędzasz nas w pułapkę? Mocy należy ufać, ale nie pod wpływem emocji. Masz
pojęcie, co pomyślą o nas rodzice? A mistrzowie? – zaczął.
Mimo wszystko nasz statek mknął
przed siebie. Wkrótce naszym oczom ukazała się planeta. Jej powierzchnia
przypominała rozgrzany metal. Była to szara kopuła przeplatana pomarańczowymi
światłami.
– To wygląda jak wielka
fabryka… – Stwierdziła Cherry.
– Idealne miejsce na bazę wroga
– powiedziałam – Z dala od stolicy, w dodatku mało zauważalne. A mają tu
świetną powierzchnię na produkcję broni.
– Ej, czemu od razu tak? Może
to był przypadek, może Aayla sama gdzieś poszła? – zaproponował Leo.
– To dobra mistrzyni, nie sądzę
– wtrąciła Solo.
Ja również byłam przekonana, że
to było porwanie. Odczytywałam to jakby z Mocy. Może to ona dawała jakiś znak?
Albo moja mistrzyni. Czy to możliwe, żeby przesyłać znaki przez Moc?
Skierowałam nasz statek ku
powierzchni planety. Po kilku minutach wylądowaliśmy.
– Sprawdzę czy substancja
przestrzeni jest podatna na tlen… – pobrałam próbkę, po czym komputer statku
zanalizował moje badanie. – Tak… czyli musi to być jakaś baza.
– Wychodzimy? – spytał mój
brat, na co ja otworzyłam właz.
Temperatura była tu bardzo
wysoka. Każdy mój krok odbijał się echem od budynków, które jakby nagle
opustoszały.
– Coś mi tu nie pasuje… –
szepnęła Cherry.
Byłam tego samego zdania. Albo
to jest pułapka, albo mój instynkt jest błędny.
– Co to? – Leo spojrzał w
kierunku wnętrza jednej z hal.
– Czy to… NIEEEEE! – Ruszyłam
przed siebie.
– Zaczekaj! – Cherry i mój brat
rzucili się pdem w moją stronę – To może być pułapka…
Ale było już za późno. Kraty
opadły, gdy tylko wbiegłam do pomieszczenia. Moi przyjaciele zostali na
zewnątrz.
Przede mną, na grubych
łańcuchach, zwisała nieprzytomna Aayla Secura. Jej kończyny były skute grubymi
kajdanami.
Kobiece mruknięcie poniosło się
echem po Sali. Najwyraźniej to była pułapka.
– Jak miło, że sama do mnie
wpadłaś – powiedziała głosem, który przypominał syczenie kota – Miałam w
prawdzie porwać jeszcze twojego ojczulka i braciszka, ale najwyraźniej nie
musiałam się męczyć. – zakaszlała suchym głosem – Dawno niczego nie jadłam… Ale
żeby było ciekawiej… Zajmą się tobą moje kochane zwierzaczki, tak jak zajęły
się tamtymi. A ja sobie – zakaszlała – Przygotuję ucztę.
Z przerażeniem patrzyłam na
każdy szczegół, który znajdował się w tym miejscu. I nagle zobaczyłam je.
Cała armia robotów o
patykowatych nogach zbliżała się do mnie. Przypominały z wyglądu pająki, ale
były rozmiarów psa.
Odpaliłam miecz świetlny.
Niebieska klinga rozjaśniła przestrzeń wokół mnie.
– Myślisz że pokonasz moich
kochanych pupilów niebieskim świecidełkiem? – zakaszlała.
– To nie jest… – zaczęła –
Zresztą… nieważne. Może załatwimy tę sprawę pokojowo? Jakieś… negocjacje?
– N… negocjacje? Nie. – syknęła
– Zabić ją.
W jednej chwili rzuciłam się w
kierunku robotów i cięłam przez cały pierwszy rząd. Te strzelały we mnie
laserowymi pociskami.
– Proszę cię, to nie ma sensu.
– powiedziałam.
– Nie rób tak! – wrzasnęła,
zdzierając sobie gardło – Moje… moje kochane pupilki! – s sklepienia zaczęło
kapać. Nie… to były łzy. W dodatku czarne.
Czułam cierpienie tego, kto
jest tam na górze.
– Poczekaj… co ci jest? – spytałam,
zwracając się do tego, kto był na górze.
– Głód… czuję głód. Od
pięćdziesięciu lat się nie pożywiłam. A dziś może być ten dzień… Zaspokój mój
głód. Ją nie idzie zjeść. Buntowniczka. Ale moje robociki się już tym zajmą.
– Nie rób jej krzywdy. Ona ci
nic nie zrobiła. Zostaw nas w spokoju… – proiłam.
– Nie! – z góry spłynęła
postać.
Moja reakcja: „O co chodzi?”.
Byłą to przepiękna dziewczyna. Jej długie, czarne włosy spływały na ramiona i
aż do kostek. Jej twarz była wprost idealna. Wystające kości policzkowe,
wielkie oczy.
Jedna rzecz: była przeraźliwie
chuda. Jej ciało to same kości i skóra. Poza tym miała nienaturalnie czerwone
usta. Poza tym…
– Co, nie spodziewałaś się? –
syknęła – Każdy tak mówi. Ja głoduję. Potrzebuję serca… - Spojrzała z głodem w
oczach na mnie. Czy mówiła poważnie?
Dotknęłam miejsca, w którym bił
mój organ. Nie miałam najmniejszej ochoty na oddawanie swojego źródła życia.
– Ta tutaj się nie nadaje –
patykowata kobieta wskazała na Aaylę – Nie jest człowiekiem. Czuję to.
– A ty… kim jesteś –
Skierowałam miecz świetlny w kierunku demonicznej kobiety.
– Ramonai. Pozbawiona łaski
śśśśmierci. – zasyczała – Pozbawiona łaski braku głodu. Potrzebuję cię…
Ale nagle urwała i schowała się
znów na poddaszu.
Drzwi skrzypnęły.
Do środka weszło trzech
mężczyzn o muskularnych figurach, wszyscy z kapturami na głowie. Przy pasie
zwisały im miecze świetlne.
– Kogo my tu mamy? – spojrzał na
Securę. Ja w tym czasie ukryłam się za jakąś stojącą nieopodal beczką.
– Jeszcze żywa. To… – szepnął
coś do tego najwyższego – Mamy asa w rękawie.
– Komenda 33, do mnie. – Powiedział najniższy przez jakieś
urządzenie.
Siedziałam cicho jak myszka.
Czy oni współpracują z Ramonai?
Usłyszałam oddalające się
kroki.
– Mistrzyni! – szepnęłam do
Aayli.
Ku mojej ogromnej radości
otworzyła oczy i słabym wzrokiem spojrzała na mnie.
– Rey… Musisz uciekać. –
sapnęła.
– Wyciągnę cię z tego –
przecięłam kajdany mieczem świetlnym, a Secura upadła da zimną posadzkę.
Dygotała i była w stanie, w którym nigdy nie spodziewałam się jej zobaczyć.
Wytężyłam się i skupiłam na
mocy, po czym pomogłam wstać mojej mentorce. Razem doszłyśmy do wyjścia, które
nagle było otwarte.
–Nieee! – usłyszałyśmy zdarty
głos Ramonai. – Moje jedyne serce! Aaaaarch! – Rzuciła się na nas, ale Aayla i
ja umiałyśmy sobie poradzić. Secura, mimo marnego stanu, pobiegła przed siebie
jak błyskawica, a ja za nią.
– Rey! I… – Na zewnątrz czekali
Leo i Cherry. Ta druga od razu stanęła jak wryta, ale pociągnęłam ją za rękę,
tłumacząc, że nie ma czasu na wyjaśnienia.
Jak burza wpadliśmy dostatku i
odlecieliśmy jak najdalej tej przerażającej planety.
~~~~~~~~~~~~
Ufff, mamy to.
Tak, wiem, że słabe. Ale tak to musi być. Akcja przynajmniej jakaś. Zajmę się jeszcze Olivią
i tym wszystkim, tylko chwila na ogarnięcie...
Wakacje już prawie za nami.. i to boli, ale należy myśleć "jeszcze są wakacje" i to pomaga ;D
Nie wiem jak to będzie z rozdziałami w czasie roku szkolnego, postaram się aby wstawiać regularnie. I wiem, że mi blogger wariuje.
To wszystko na dziś, a rozdział dedykuję... nikomu ;*