Świat
zatrzymał się w miejscu. Potężna fala czegoś przeszła przez wszystko, co było
na planecie. Jedi poczuli Moc. Po jeziorach przebiegły fale a drzewa
zaszumiały. Koniec. Początek.
~***~
Mistrz
Yoda siedział w swojej komnacie, ponuro przypatrując się krajobrazowi. Naboo
nie zmieniła się od stuleci – wiecznie jędrna, zdrowa ziemia, zielone drzewa i
krzewy. A w ostatnich latach… Co? Burze. Deszcze. Coś się stało. Nie chodzi
tutaj nawet o zmiany klimatu. Raczej… przygotowanie. Do czegoś, co nastąpiło
dziś. Teraz, przed chwilą. Ale czemu Jedi nic o tym nie wiedzieli?
Moc.
Należało się jej spytać. Ale czy ona odpowie?
~Olivia~
Szłam
spokojnym krokiem głównym korytarzem Temple II. Wiedziałam mniej więcej, gdzie
znajdę salę treningową. Starałam się w końcu zorganizować. Musiałam podołać
zadaniu i zostać prawdziwą mistrzynią Jedi, jak sobie obiecałam. Będę lepsza
niż Luke Skywalker.
Po
tych paru dniach byłam już w stanie stwierdzić, że znacznie trudniej będzie
przystosować się do nowego otoczenia. W Domu panowała zupełnie inna atmosfera.
Czułam się tam jak członek wielkiej rodziny, którą tworzyli wszyscy padawani i
mistrzowie. Tutaj panowała nieco bardziej… Oficjalna atmosfera. W sumie nie
mogłam się dziwić, w końcu w Domach mieszkało po około czterdzieści osób, a
Temple II było przepełnione adeptami, padawanami, mistrzami, nawet starszymi
uczniami. Można było spotkać tu nawet polityków! Czy bardzo mi to
przeszkadzało? Niekoniecznie, jednak czułam się nieco… zrzucona na bok. Bardzo
nie lubiłam tego uczucia. Uważano, że Leo i Rey są najpotężniejszymi kandydatami
na Rycerzy Światła. Chciałam pokazać, że pochodzenie nie ma znaczenia.
–
Aua! – krzyknęłam po chwili. Głowa zderzyła się z czymś, co przypominało człowieka.
Ach, nie! To był człowiek. Czarnowłosy mężczyzna, o niezdrowo brązowym kolorze
oczu.
–
Może byś tak patrzył przed siebie? – Potarłam głowę.
–
Przepraszam najmocniej, ale to chyba ty na mnie wpadłaś. – Zgromił mnie
wzrokiem.
–
Ech, jeśli przeżyję tu choć miesiąc bez wpadania na ludzi to będzie sukces! –
mruknęłam.
–
Czekaj… To ty jesteś tu nowa? – zaciekawił się, podając mi rękę, abym mogła
wstać.
–
Tak, jestem z 42. Domu. Coruscant. A teraz wybacz, le idę na zajęcia – podałam
rękę chłopakowi, a następnie odbiegłam w kierunku Sali ćwiczebnej.
Po
kilku minutach byłam na miejscu. Sala była ogromnym pomieszczeniem ze szklanym
sufitem i piękną, metalowo-drewnianą podłogą. Ściany oddawały śliczny kolor
beżu, a wokół porozstawiane były zielone rośliny. W jednym z rogów
pomieszczenia stały symulatory, holokomputery i bronie.
–
Niesamowite… – szepnęłam jedynie.
–
Masz całkowitą rację. – usłyszałam głos mistrzyni Kero-Delyas koło siebie –
Cudowne miejsce. No, ale nie na to czas. Pozycja. Dziś potrenujesz szermierkę z
samym manekinem z Temple II.
Prychnęła
tylko pod nosem, przygotowując się do walki.
~Leo~
–
Rey, co powiesz na spacer? – Uśmiechnąłem się milutko do siostry.
–
Nawet nie próbuj. Ostatnim razem, kiedy tak było, wykradłeś mi z magazynu cały
smar, a ja obudziłam się następnego dnia umazana czarnym ohydztwem.
–
Skoro to takie ohydztwo, to czemu używasz go do naprawy statków i tym
podobnych? – spytałem, śmiejąc się pod nosem.
–
Wsadź sobie tą szczoteczkę do metalu, którą trzymasz w ręku, do nosa, zamiast
próbować mi nią umyć zęby, jak to było sześć lat temu. – skomentowała moja
obrażona siostra, przewracając oczami.
–
Wiesz co, wolę jednak spacer. – Zakryłem twarz dłońmi, wzdychając ciężko, po
czym odłożyłem szczoteczkę na miejsce.
–
Idź sobie sam. Ja muszę się ogarnąć bo za pół godziny mam trening i… – Ja już
jej nie słuchałem. Poszedłem przed siebie, po chwili stając w głównych drzwiach
Temple II.
–
Dokąd się wybierasz, synku? – Usłyszałem za plecami. Tak, to była moja matka.
–
Idę się przejść, ale wrócę na kolację.
Bez
dalszego zastanawiania się czy zbędnego tłumaczenia, ruszyłem w kierunku
kwiecistych pól.
Dzięki
Mocy biegłem dwa razy szybciej. Mijałem dobrze mi znane kamienie, które
zasłaniały wejście do jaskiń Galoo. I dobrze. Minąłem pagórek, na którym w wieku siedmiu lat walczyłem z Benem na miecze świetlne o
jabłko. Uśmiechnąłem się pod nosem.
Gdyby teraz było jak dawniej… Gdyby teraz Ben robił tylko takie problemy jak
zwykłe jabłko. Ostatnio nieźle się popisał, dusząc Watsona publicznie…
Wiedziałem, że nie powinienem go osądzać, ale nie dało się… Osądzanie ludzi
jest strasznie dziecinne. Zdaniem mojej siostry byłem jeszcze dzieckiem, więc
choć raz przyznam jej rację.
Mówiąc
prościej – Ben był dziwny. Niemal wszyscy szeptali między sobą, że jest
odludkiem i wariatem. Trudno było mi w to nie wierzyć. Ale co powiedziałaby
Cherry lub Andy, gdybym wyjawił i swoją opinię na temat ich braciszka? Mogłem
liczyć na poszatkowanie mieczem świetlnym? Przynajmniej od tej młodszej.
Moje
reflekcje życiowe przerwałem w momencie, w którym dotarłem nad jezioro Chain. Usiadłem
na jednym z moich ulubionych kamieni, wpatrując się w powierzchnię wody. Była
idealnie gładka, odbijała przepięknie światło słońca. Tylko tutaj potrafiłem
się wyciszyć i pomedytować. Może byłem ambiwertykiem? A nie, jak wszyscy
powtarzali, ekstrawertykiem?
– To po co ich słuchasz? – Podskoczyłem do góry.
Obróciłem się, jednak nikogo za mną nie było. – Bez sensu, skoro wiesz prawdę a
oni mówią ina… inaczej. – Teraz byłem pewien, że mówca znajdował się za mną. A
konkretniej – mówczyni. Był to ewidentnie głos, którego się nie spodziewałem.
Głos małej dziewczynki.
–
Gdzie jesteś? – Ponownie się obróciłem, ale nikogo nie znalazłem. – To nie jest
śmieszne. Przestań się bawić, mała.
W
odpowiedzi usłyszałem jedynie chichot wesołej małolaty.
–
Nigdy mnie nie złapiesz… – Powiedziała, ale zaraz po tym rozległ się dźwięk
przewracającego się dziecka. Wtedy ją dostrzegłem.
___________________________________________
Dzień dobry!
Po dłuuuuuuuuuuuuugiej przerwie powracam z kolejnym rozdziałem :)
Mam nadzieję, że nie zapomnieliście jeszcze całej fabuły i historii. Ogólnie to pojawiłby się szybciej, gdyby nie szkoła i dwa inne blogi do ogarnięcia.
Także co, ja spadam, a dedyk jest dla Natale Witness :))))))
NMBZW!
Supcio rozdział!!!
OdpowiedzUsuńLeo znalazł dziecko, będzie tatusiem!!!
Olivia fajna. Manekiny trzeba rozwalać bum. A mi odwala, ale mam wenę, więc idę pisać rozdział.
Czekam nn.
NMBZT!!!
Hehheh, skąd się tu wzięłaś? Nawet Ci o rozdziale nie mówiłam :P
UsuńZapewniam Cię, że Leo nie będzie tatusiem.
Magicznie się pojawiam i znikam... (czytaj: co jakiś czas wchodzę na twoje blogi, żeby zobaczyć czy są nowe pytania jak mi się nudzi, albo zbieram wene)
UsuńWeszłam na bloggera, patrzę a tu post na Dark Side!! ^^ Wrócę tu jeszcze i przeczytam. :)
OdpowiedzUsuńKckc
Ooo dedyk dla mnie. ^^
UsuńRozdział bardzo mi się podoba i ma mroczna wizja Naboo. Jak to możliwe?? Przecież to raj, ach te piękne wodospady ...
Kim będzie to dziecko?? Nie przedłużaj tylko pisz jak najszybciej. :*
Niech Moc i wena będą z Tobą!
Przeczytalam pobieznie bo trzeba zakowac przed polskim
OdpowiedzUsuńTo pa
(Ah te moje ostatnie komy... wolaja o pomste fo nieba)
JESTEM Z CIEBIE NIEZWYKLE DUMNA!
OdpowiedzUsuńTak dobrze Ci idzie, tak dobrze opisujesz, stawiasz przecinki.
Ale...
1. Masz problemy z pewnymi powtórzeniami. Np "Z atmosferą w domu". Czytasz i wiesz, że tu powinno być inne zdanie. Nie powinno być słowa atmosfera...
2. Masz problem z rzeczownikami. To nie niemiecki, żeby pisać z dużych liter xD "Siła", to nie "Moc". Nie wiem po co piszesz "Matki" z dużej litery, skoro to rzeczownik i powinnaś z małej ^^
Ogólnie zakochałam się w zdaniach mówiących o tym, czym jest miecz dla Olivii *-*
Kawał dobrej roboty, Dziecinko!
Niech Moc będzie z Tobą! ^^
Kiwisia pasztecik ^-^
Hm, hm, dzięki wielkie :)
UsuńW sumie to naprawdę nie wiem, może Matki z wielkiej litery to nie wiem... Cieszę się, że Ci się podoba i w ogóle... Lecę pisać nn! <3