środa, 15 czerwca 2016

01. Inna droga




~Olivia~
Przechadzałam się po głównym korytarzu Temple II. Architektura była cudowna: wysokie kolumny, podpierające szklane sklepienie, fontanny, wielkie rośliny doniczkowe. Wszystko tu było o wiele większe, niż w naszym 42. Domu na Coruscant.
Uznałam, że nie mam zamiaru dłużej stać w miejscu i czekać, aż któraś z recepcjonistek się mną zainteresuje. Siedzenie na wielkiej, purpurowej walizce, wbrew pozorom, nie jest najwygodniejszą rzeczą na świecie. Wstałam więc i ruszyłam powolnym krokiem w głąb jasnego korytarza. Wokół mnie przechadzało się mnóstwo Jedi w ich treningowych strojach. Całe szczęście, że zlikwidowano zakaz ubierania się w jakieś szaty. Wystarczy tylko wygodny, sportowy strój. A w dni wolne (których zresztą nie mamy zbyt wiele) można było nosić, co się chce.
Skierowałam się w stronę wielkiej sali. Pośrodku niej stała przepiękna fontanna zrobiona ze szkła. Przedstawiała figurkę młodego rycerza Jedi, trzymającego broń świetlną. Dobrze wiedziałam, kto to – Anakin Skywalker, Wybraniec, który stał się obiektem wszelkiego zła. Darthem Vaderem. Ciągle nie mogłam tego pojąć – ten człowiek miał tak wielką Moc. Mógł wykorzystać ją, by ratować galaktykę. Ale wybrał to, co najłatwiejsze, drogę na skróty – Ciemną Stronę Mocy.
Naokoło fontanny poustawiane były ławki z ciemnego drewna. Już miałam wejść i usiąść na jednej z nich, gdy nagle usłyszałam głos z korytarza: „Olivia Nightshadow?”.
Zawróciłam. Dźwięk kółek mojej walizki trochę mnie… stresował. Przypominał o tym, dlaczego tu jestem. Że coś się zmieni.
Właśnie, a dlaczego tu jestem?
Opuściłam 42. Dom dwa dni temu. Moja mistrzyni, Kero-Delyas, oferowała mi niezwykłą nagrodę – możliwość nauki w Temple II. Bo tu, w głównej bazie Jedi, szkolili się tylko najlepsi (ewentualnie ci z rejonu). W zamian za moje zasługi, mentorka przeniosła mnie tu, na Naboo. Sama niedługo do mnie dołączy.
Mimo wielu przeciwieństw, Kero świetnie się ze mną dogadywała. Togrutanka pomogła mi zrozumieć sens życia, doprowadziła mnie do tej mądrości, którą posiadam.
Doszłam wreszcie do recepcji. Zza lady uśmiechała się do mnie czarnowłosa kobieta i  ciemnych oczach.
– Pani po zamówienie wycieczki? – spytała.
– Eee… przepraszam, mam na imię Olivia Nightshadow.
– Ach, no tak. Revell! To twoja klientka! – Zwróciła się do innej recepcjonistki – Zapraszam do koleżanki obok. – Dodała.
W końcu dostałam mój upragniony numerek do pokoju – 67. Nieźle.
– Zaraz przyjdzie tu padawanka Solo, ona cię oprowadzi… - W tej chwili zza rogu wyskoczyła… może 15-letnia dziewczyna, o jasnych włosach i ciemnych oczach. W ręku przymała zgniecioną kartkę papieru.
– To ona? – spytała recepcjonistki, spoglądając na mnie.
– Mhm… - Kobieta przejrzała papiery. – Tak, ona. Idź już, masz tu dokumentację tej dziewczyny. Miłej zabawy.
Trochę zawiedziona blondynka podeszła do mnie.
– Cześć. Jestem Andy. Chodź, oprowadzę cię! – Nie czekając na odpowiedź, ruszyła w głąb ciemnego korytarza o ciemnofioletowych ścianach. Trochę zniesmaczona pognałam za nią.
Po morderczym biegu, wreszcie dotarłam do pokoju numer 67. Znajdował się on w jasnym, przeszklonym korytarzu na 3. piętrze. Wokół pachniało świeżą deszczówką i kwiatami.
Andy otworzyła drzwi do mojego pokoju. Weszłyśmy do środka.
Stanęłam jak wryta. Tu było idealnie. Pokój nie umywał się do mojego poprzedniego, w 42. Domu.
Ściana naprzeciw mnie była zrobiona całościowo ze szkła, ukazując panoramę Naboo. PO prawej stronie stało wielkie łóżko i stolik nocny. Po lewej natomiast – szafa na ubrania i mała szafka z telewizorem. Obok były drzwi do łazienki.
Mimo, że pokój był niewielki – dla mnie idealny. Niczego więcej nie potrzebowałam.
– Dziękuję! Jest idealnie! – Podekscytowana spojrzałam na Andy, a ona tylko się uśmiechnęła pod nosem.
– Poczekaj. Jak osiągniesz czwarta rangę to wtedy dopiero dostaniesz pokój. – powiedziała.
Aktualnie miałam rangę trzecią. Połowa rzeczy już za mną – nowy system edukacji Jedi preferował sześć rang.
– Dobra, wypakuj się, odpocznij, no wiesz. Za trzy godziny jest zebranie w Wielkiej Sali. Postaraj się nie spóźnić. A jak byś czegoś potrzebowała, to jestem w pokoju 10.
– Czekaj! – zawołałam za nią. – Mam kilka pytań.
– Hm? – Solo spojrzała na mnie wyczekująco.
– Po pierwsze: ile jest tu pokoi?
– Dokładnie trzysta dwadzieścia pięć. – Zdziwiła mnie trochę ta liczba. W Domach zazwyczaj było po… 100 pokoi maksymalnie.
– Po drugie: miałaś mnie oprowadzić.
­– Ach, no tak. Potem do tego wrócimy. Muszę lecieć, pa! – Wybiegła, a ja zabrałam się za rozpakowywanie.

~Leo~
– No szybciej! – Popędzała mnie Rey, przedzierając się przez tłum padawanów Temple II. Musieliśmy zdążyć na całą imprezę.
Tak, to był początek roku. Właśnie teraz, ściągali tu wszyscy okoliczni adepci, a także wyróżnione osoby z Domów. W tym roku przybyło 145 nowych adeptów, 36 starszych (Dorośli, którzy dopiero odkryli swoje umiejętności Jedi i chcą brać udział w 3-letnich praktykach), i 28 padawanów z Domów. No i oczywiście ich mistrzowie.
A w naszych czasach, mistrzów to mamy od groma – może z 500. A adeptów i tych wyżej wspominanych, padawanów, ponad 1000. Jestem jednym z nich. Może nie jakimś super, ale w miarę. Dążę do tego, by być jak mój ojciec…
– Siadaj. – Dotarliśmy wreszcie do wyznaczonych miejsc. Rey nerwowo odgarnęła włosy z czoła. Była taka zabawna, gdy się ekscytowała.
– Witam wszystkich w naszej Świątyni Jedi – Temple II! – Rozległy się oklaski. – Jak zwykle, mamy bardzo dużo nowych osób… - Generalny Mistrz, Kei Floo, wygłaszał swoją niezwykle ciekawą mowę. Jak zwykle nie słuchałem. Ten koleś działał mi na nerwy. Zachowywał się, jakby był ósmym cudem świata. W dodatku, był pewnego rodzaju… dyrektorem Świątyni. Mimo wszystko, miał spore wpływy.
– Hej! – Koło mnie przysiadła Andy, a za nią wgramoliła się Cherry.
– Drobne spóźnienie. – Zaśmiała się pod nosem Rey.
– Oj tam, oj tam. – szepnęła starsza Solo. Wbiła wzrok w kolorowe dekoracje na scenie. Była taka… krucha i delikatna. Naprawdę, miałem śmieszną i zawiłą rodzinkę.
– A teraz wyczytamy listę nowo przyjętych pdawanów z Domów! – powiedział Kei, po czym zaczął wyliczać: - Undulla Smith! Pokój numer 235, opiekun – Wella Delicjan (Połączenie lakieru do włosów i ciastek? XD)!
Wella, która siedziała obok nas, westchnęła i podeszła do rudowłosej Undulli. Były kompletnie inne: Delicjan – typowa Punkowa dziewczyna o krótkich, czarnych włosach. Zazwyczaj skrzywiona, twarda i nieprzyjemna. A ta nowa, Smith, wydawała się być roztrzepaną lalusią.
Floo wyliczał jeszcze przez dłuższy czas, kiedy w końcu padło imię: Olivia Nightshadow. Andy podskoczyła, jakby ktoś posadził ją na kaktusie, kiedy Kei wyczytał jej imię.
– Spadam uczyć starszego ode mnie padawana! Bye! – rzuciła pospiesznie i uszyła w stronę Olivii.
– Mały koszmar… - Pokręciła głową Cherry.
– E tam. Niech będzie dzieckiem jak najdłużej. – wtrącił Watson, który właśnie usiadł obok Rey. Moja siostra wpatrzyła się w małą, może czteroletnią dziewczynkę, która stała na środku sceny, obok Kei’a. Była taka… speszona, delikatna. W sumie to na jej miejscu zachowałbym się podobnie. Chodzi o to, żeby każdy przekładał czyny na możliwości – to, co jest trudne dla tej małej osóbki, może być banałem dla mnie. 
W końcu dyrektor skończył czytać listę przyjętych. W Sali zapanował harmider. Kilkoro nowo przyjętych uczniów zgubiło swoje klucze do pokoi. Dwaj z nich zemdleli  z gorąca (co oznacza, że nie byli zbyt wytrzymali). Jeszcze inni oblegali Kei’ego Floo i prosili o autograf. Chyba mieli nie po kolei.
– Dobra, czas iść na trening, jesteśmy lalkami pokazowymi dla maluchów – podsumowałem.
– Aha, jasne – Watson spojrzał na mnie z miną „serio?”, po czym ruszyliśmy do sali treningowych.

~Ben~
Oczywiście to mi przypadło walczyć z Watsonem.  Nie miałem ochoty poniżać się na oczach adeptów, ale stanąłem do walki. Chwyciłem moje miecze treningowe. Żółte klingi błysnęły. Watson również odpalił swoją, fioletową broń.
 Zaatakowałem pierwszy. Ciąłem w ramię, ale mój przeciwnik sprawnie sparował cios. Teraz on próbował podciąć moje nogi, ale podskoczyłem. Nasze miecze zderzyły się i przez chwilę na ziemię sypały się iskry. Watson szybko jednak obrócił się i przeciął powietrze tuż przed moim brzuchem. Z całej siły wykonałem uderzenie frontowe, ale nic nie podziałało. Spróbowałem więc innej sztuczki – wytrącić miecz. Nie mogłem przegrać. NIE MOGŁEM.
Skupiłem się. Wyczułem narastającą we mnie presję. Ogromną gulę żalu i gniewu. Czemu to ja zawsze byłem tym gorszym? Chciałem to zmienić. Teraz mu pokażę.
Z całej siły zacząłem nawalać. Moje ruchy były szybkie i nieprzewidywalne. Brat bronił się dość nieźle, ale w końcu musiał się zmęczyć.
I oczywiście coś poszło nie tak.
Gdy próbowałem odbić cios zadany w lewe ramię, chłopak zaskoczył mnie nową sztuczką – obrócił niespodziewanie swoim mieczem i wytrącił mi moją broń. Zostało mi tylko shoto, które za wiele nie da. Kropelki potu zaiskrzyły się na moim czole. Moje ciemne brwi znalazły się dwa razy niżej, niż przed chwilą. Skupiłem się.
Nagle zrobiłem coś nieprzewidywalnego. Sam bym się o to nie podejrzewał. Moje mięśnie napięły się maksymalnie. Wyczułem Moc. Mnóstwo Mocy, otaczała mnie ze wszystkich stron. Mogłem jej użyć, aby wygrać. Ale zrobić coś nieszablonowego. Nie wzmacniać się za pomocą jej, ale użyć tej siły na moim przeciwniku.
Złapałem gardło Watsona i uniosłem go do góry, tak, że wisiał pół metra nad ziemią. Nie mógł złapać powietrza. Wierzgał kończynami na wszystkie strony.
Wygrałem.
Ale nagle usłyszałem przerażone głosy adeptów. Wołali, żebym puścił brata i postawił na ziemię. Ale problem w tym, że nie mogłem. Widok filetowej twarzy Watsona napawał mnie poczuciem, że wygrałem. Wydawało mi się, że to da mi radość. Da mi satysfakcję.
Ale nagle zamarłem.
– Ben, puść go! – W drzwiach stała moja matka. Wyglądała strasznie. Jej blada twarz i wielkie oczy wypalały mi w sercu wielką dziurę.
Co ja, do jasnej ciasnej, wyprawiam?!
W jednej chwili rozluźniłem wszystkie mięśnie. Przestałem dusić brata. Chłopak upadł na ziemię i wziął trzy ciężkie oddechy. Jego muskularne ciało w tej chwili wyglądało, jak zupełnie pozbawione życia. Jednak oddychał.
Przerażone spojrzenia nowicjuszy padały na mnie. Niektórzy chowali się za swoimi rodzicami, a ci starsi cofali się do ściany. Wśród nich na szczęście nie było mojej rodziny i Skywalkerów.
Mój oddech przyspieszył. W gardle urosła mi ogromna gula. Żal, rozczarowanie, poczucie winy. Tego było zbyt dużo.
Zgasiłem moje shoto i pognałem przed siebie. Niczym wiatr wypadłem z Sali i ruszyłem w stronę domu. Nie myślałem teraz, czy się na mnie patrzą. Miałem wszystkich i wszystko gdzieś.
Kolejny raz zawiodłem.

  
~~~~~~***~~~~~~
 Ludzie, wyśrodkowanie mi nie działa! Nosz... głupi blogger! Ale dobra, jestem. Długawo to wyszło jakoś, nie? W każdym razie jestem z tego w miarę zadowolona. Nie wiem, zapewne dialogi kuleją (White!!!), akapity są dziwne, ale... hm. Staram się. Wytrzymajcie jeszcze chwilę, pracuję nad tym XD Kylo, Kylo... Och, przepraszam - Ben. Wydaje mi się, że aktor sam w sonie jest ładniejszy od postaci xD To tak. Jak widzicie w INFORMACJACH rozdziały pojawiają się w środy. Czemu? W niedziele soboty i piątki wszyscy wstawiają, więc będzie co czytać w środę (o ile ktoś chce to czytać XDD)
Dedyk dla Idy, która zmarnowała swój cenny czas i przeczytała te bazgroły :P

 NMBZW!
               
 I teraz tak się zastanawiam: opublikować, nie opublikować... no dobra :P

5 komentarzy:

  1. Dialogi, ja zabije. Więcej mi się nie chce pisać.
    Bajo.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie czytaj tego teraz, nie czytaj tego teraz... Musze cos zostawic na jutrzejsza matme.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej, ja jeszcze żyję! Wiesz siostrzyczko? I wcale nie komentuje ponad tydzień po wstawieniu i głównie dlatego, że mi o to głowę suszysz. ;)
    A tak w ogóle to tylko na moim kompie tłumacz jest w dziwnym miejscu?
    Rozdzialik super, Ben oczywiście robi się zły, blablabla. No ktoś musi być zły, żeby można było go pokonać, w końcu nudno by było bez sithów do zabijania... Olivia jest fajna. A ja właśnie zauważyłam Snoka(czy jak to tam się pisze) obok napisu, na tle. (ta spostrzegawczość XD. A to jest stuprocentowo w temacie)
    No więc, dowalić Kylo, zabić wszystkich sithów, a ja czekam na next.
    NMBZT!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm, konstruktywny komentarz. Ale bardzo się cieszę że przyszłaś ^^

      Usuń
  4. A kto tu przybył? :P
    Coś nie tak z tłumaczem tu masz :P
    Zamiast "Ben" przeczytałam "Beton" xd Geniusz ze mnie, naprawdę :D
    Przyszłam i zauważyłam, że są tu pewne błędy interpunkcyjne, które da się wyeliminować za jakiś czas.
    Dobry początek, moja droga! :)
    Niech Moc będzie z Tobą! :*

    Pasztecik :3

    OdpowiedzUsuń